poniedziałek, 17 grudnia 2018

Dlaczego bloga nie ma i nie będzie na Facebooku

Rzadko będę tu publikować takie wpisy o charakterze czysto informacyjnym lub technicznym, jednak sądzę, że to ważne, aby tego rodzaju sprawy wyjaśnić na samym (?) początku. No dobrze, może nie samym, ale gdzieś na wstępie blogowej kariery. Albo inaczej - bliżej początku, niż końca czy środka.

Otóż nie ma mnie i nie będzie na Facebooku, a w związku z tym tego bloga też tam nie ma i nie będzie, podobnie jak nie będzie dodatkowych notek z mojej strony na wspomnianym portalu. Jak to? A tak to!
Wiem, że dla wielu, bardzo wielu osób (w tym takich, które znam osobiście) świadoma i dobrowolna rezygnacja z Facebooka brzmi jak wyprowadzka w Himalaje, żeby przejść na buddyzm tybetański i prowadzić proste życie w całkowitej harmonii z naturą, z minimalnym śladem węglowym. Albo jak decyzja o staniu się radykalnym weganinem, takim, który nie tylko je stuprocentowo roślinnie, ale też nie używa w ogóle żadnych produktów odzwierzęcych. Albo jak dosłowne przestrzeganie Chrystusowego nakazu rozdania wszystkiego ubogim. Innymi słowy - bardzo szlachetna idea, z perspektywy etycznej może nawet wskazana i godna naśladowania, ale nierealna i niemożliwa do wcielenia w życie dla 99% śmiertelników, gdyż przekraczająca ich granice.

Tymczasem rezygnacja z Facebooka dla mnie oznacza tyle, że:
1. Nie tracę czasu na rzekome podtrzymywanie wirtualnej znajomości z kimś, z kim w realnym życiu nie mam kontaktu od 10 lat i nic nie zapowiada, aby to się zmieniło.

2. Nie tracę czasu na sprawdzanie powiadomień o wydarzeniach i rzeczach, które mnie nie interesują.

3. Nie łapię "doła" przez porównywanie się z innymi. Każdy ma inne życie i każdy odnosi mniejsze lub większe sukcesy, jednak w naszych czasach, właśnie dzięki tego rodzaju portalom, zostało to dość mocno wyolbrzymione, przez co trudno złapać dystans. A potem spędzamy cały wieczór na obwinianie siebie, jakimi jesteśmy nieudacznikami. Zanim jednak tak pomyślicie, zastanówcie się nad jedną rzeczą: większość raczej nie pisze o tym, jak udało im się odnieść te "wspaniałe sukcesy". Nie pisze się o tym, ile to kosztowało kogoś pracy, wylanych łez, nieprzespanych nocy, wydanych pieniędzy, pełnych niezadowolenia mruknięć partnera/partnerki/psa/kota.

4. Nie denerwuję się rasistowskimi, homofobicznymi, seksistowskimi wpisami i innymi tyradami, które u kogoś w komentarzach wypisuje kuzyn mojej koleżanki z pracy czy sekretarka mojego szefa na stronie o makijażach. Po co tracić czas na czyjąś nienawiść czy frustracje?

5. Nie obawiam się tego, że któryś z moich wpisów zostanie uznany za "politycznie niepoprawny" przez cenzurę, która zwraca uwagę nie na to, co trzeba.

Myślę, że to wystarczające powody, a teraz pora wracać do tego, co tygryski lubią najbardziej - czyli do pisania bloga! :) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Po długiej przerwie...

Cześć, do pisania wracam po dłuższej przerwie, wywołanej śmiercią bliskiej mi osoby.